fbpx
Tim Teller
Opowiadam, dlaczego podróż to dopiero początek. Na blogu odnajdziesz porady na temat podróżowania, blogowania podróżniczego i profesjonalizacji podróży.
Zapisz się do newslettera

Tim Teller 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Przekraczanie granic to zawsze stresujący moment. A co jeśli mnie nie wpuszczą? Chyba każdy choć raz się nad tym zastanawiał. Jeśli planujesz swój wyjazd do Stanów Zjednoczonych przeczytaj najpierw, jak przeżyć rozmowę z konsulem w Polsce. Poza tym o USA napisałem kilka wpisów, które mogą Cię zainteresować:

1.Wszystko co warto wiedzieć przed wyjazdem (klik)

2.Poradnik o parkach narodowych (klik)

3.Kompendium o autostopie (klik)

Tyle wstępu, ale pewnie chcesz się dowiedzieć, czy na granicy będziesz musiał odpowiedzieć na jakieś…

Pytania

Pierwsze przekraczanie granicy zawsze odbywa się na lotnisku, niezależnie którego z tych dwóch krajów. Jak już tłumaczyłem we wpisie o konsulu, wizę amerykańską otrzymujesz dopiero na miejscu. W tym też celu zostajesz ponownie (po rozmowie z konsulem w Polsce) przepytywany z kwestii związanych z Twoim pobytem. Nie jest to regułą, gdyż zdarza się, iż bez żadnego pytania otrzymasz pieczątkę i będziesz mógł cieszyć się rozpoczęciem przygody.

Jeśli trafi Ci się upierdliwy pracownik, ponownie otrzymasz pytania:

– o cel podróży/ przyjazdu

– z kim podróżujesz

– co robisz w Polsce

– kto zapłacił za twój bilet samolotowy (jeśli jesteś studentem to w mniemaniu Amerykanów zapłacili rodzice)

Jeśli zamierzasz jechać gdzieś dalej, drugim razem, kiedy przekroczysz granicę będzie kontrola np. z Meksykiem bądź Kanadą. Wyjeżdżając z kraju, nie będziesz przechodził kontroli państwa, który opuszczasz. Zostaniesz natomiast zatrzymany przy bramkach wjazdowych (czasem granica wjazdowa i wyjazdowa dzieli kilkanaście kilometrów), gdzie otrzymasz kolejną porcję pytań:

– ile czasu zamierzasz podróżować

– jakimi środkami transportu się poruszasz

– ile masz pieniędzy na swoją podróż

Czasem jeszcze możesz spotkać się z pytaniem, czy zakupiłeś coś wartościowego na terenie kraju, który opuszczasz. Dyskusję o pierwszym pytaniu szybko ucinaliśmy mówiąc, iż w październiku mamy lot powrotny. Czasem budziło to dodatkowe wątpliwości w postaci środków transportu. W końcu jakoś trzeba się dostać do miejsca, z którego mamy wylot, a my zamiast się do niego zbliżać, oddalamy się od niego o kilka tysięcy kilometrów. Sprawa była o tyle ciekawa, iż podróżowaliśmy autostopem, a co za tym idzie, przekraczając granicę siedzieliśmy w samochodzie u obcych nam ludzi.

Czym więc podróżowaliśmy w rozmowie ze strażą graniczną? Pociągami i autobusami. Nigdy nie było problemów. Po trzecie, pierwszy raz kiedy usłyszałem pytanie, ile mam pieniędzy na podróż (granica kanadyjsko – alaskańska) trochę zastygłem, wypalając 2000 $ na 2-3 tygodnie pobytu na Alasce. Oczywiście nie mieliśmy takich pieniędzy, jednak gdybyśmy powiedzieli prawdziwą kwotę, nie byłoby wykonalne podróżowanie busami i pociągami na Alasce, zakładając oczywiście, że śpimy na campingach (powiedzenie, że śpimy na dziko, również nie było mądrym pomysłem). W taki też sposób nasza teoria ległaby w gruzach.

Przekraczanie granicy

Zanim przekroczyliśmy pierwszy raz granicę amerykańsko – kanadyjską, słyszałem o dwóch teoretycznych problemach autostopowiczów. Po pierwsze, nikt nie weźmie nas przy granicy, bo będzie się bał o to, że przewozimy coś nielegalnego. Po drugie, nie można przekraczać granicy pieszo. Obydwie teorie powodowały, że właściwie bez własnego auta, nie jesteśmy w stanie opuścić kraju.

Jak się możesz domyślać, obydwie okazały się błędne. Pierwszy raz granicę przekraczaliśmy pieszo i poza trzema pytania, które wypisałem wcześniej nikt nas nie zapytał, jak się tutaj znaleźliśmy.

Po drugie, jak się później okazało, nie mieliśmy problemów z przekroczeniem granicy w autach innych osób. Pomijając fakt, iż czasem musieliśmy poczekać dłużej na transport tj. na Alasce w stronę Kanady, strażnik graniczny nigdy nie robił nam problemów. Zazwyczaj pytał skąd się znamy z kierowcami, czy zamierzamy z nimi podróżować dłużej, dokąd nas podwożą. Na każde pytanie odpowiadaliśmy zgodnie z prawdą, nawet jeśli z kierowcą znaliśmy się pół godziny.

Warto odnotować, iż żaden kierowca na granicy nie powiedział o nas autostopowicze (hitchhikers), zamiast tego mówiono o nas backpackers. Nikt nie przeszukiwał naszych plecaków, nie kazał nam wysiadać z auta. Traktowano nas jako osoby podróżujące w różnych alternatywny sposób po ich kraju, jednak nikt nie drążył tematu na tyle, abyśmy musieli tłumaczyć się dlaczego siedzimy u kogoś obcego, skoro podróżujemy autobusami.