fbpx
Tim Teller
Opowiadam, dlaczego podróż to dopiero początek. Na blogu odnajdziesz porady na temat podróżowania, blogowania podróżniczego i profesjonalizacji podróży.
Zapisz się do newslettera

Tim Teller 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Ósma rano. Zimowa pora nie daje wytchnienia podczas codziennej wędrówki. Termometr wskazuje minus pięć stopni a wszędzie zalega biały puch. Niechętnie wychodzę spod ciepłego nakrycia, aby zobaczyć jak pierwsze promienie słońca przedzierają się przez chmury. To będzie dobry dzień.

Noc tym razem przebiegła spokojnie. Nie słyszałem przebiegającej zwierzyny, nie przeszkadzał mi nawet trzymający w nocy mróz. Gdzieniegdzie słyszałem chodzących nieopodal mnie ludzi, których każdy krok dźwięczał w śniegu. Na całe szczęście tej nocy miałem ciepły nocleg, już od pewnego czasu wiedziałem, że zbliżają się chłodne dni.

Zima to nie przelewki. Zakładam ciepłe, oddychające skarpetki. Zwykłe gacie. Leniwie zaciągam na siebie zimową, termoaktywną bieliznę. Długi, niezniszczalny komplet który służy mi od lat. Wiele z nim przeszedłem i zawsze gdy robi się chłodno jest pierwszą rzeczą, od której rozpoczynam przygotowania. Górę zakrywam ciepłym polarem, natomiast dół bojówkami które jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Przywdziewam nieprzemakalne, górskie buty, które w takich warunkach sprawdzają się jak żadne inne. Wszak pogoda nie rozpieszcza. Nie zapominam o oddychającej membranowej i markowej kurtce, gore texowych rękawiczkach i czapce uszatce, którą uzupełniam o nieprzewiewną opaskę. Całość dopełnia mały, ale pakowny plecak ze specjalnym, ergonomicznym stelażem. Ubieram się cieplej niż zwykle. Jestem zmarzluchem, dla którego zimowy ranek to zawsze nie lada wyzwanie.

Pierwsze kroki stawiam niechętnie. Słońce razi mnie w oczy. Wyjście z ciepłego noclegu na zimowy ziąb nigdy nie należy do przyjemnych. Wyruszyłem dwadzieścia minut po siódmej. Gdy spojrzałem kilka godzin później na zegarek było dwadzieścia pięć po. Mój świat drepcze powoli.

Podczas marszu mijam wiele podobnych do mnie osób. Mijam ich ramie w ramie, niektórzy mnie wyprzedzają nienaturalnie się śpiesząc. Wiele zaspanych, zmęczonych codzienną wędrówką tułaczy. Każdy z nich, mając własny cel wędrówki. Nieraz bezsensowny i chaotyczny, ale zawsze jakiś.

Ja skupiam się na jednym, najważniejszym dla mnie i być może w tej chwili równie ważnym dla moich bliskich. Po długim marszu docieram do celu. Na miejscu jest przede mną tylko jedna osoba. To dobry znak. Mam pewność, że dam radę osiągnąć mój cel i uda mi się  wrócić szczęśliwy do domu. Domu, w którym ktoś na mnie czeka i będzie z mojego powrotu szczęśliwy, bądź.. zwyczajnie przejdzie do porządku dziennego.

Nareszcie, zrobiłem to! Szczęśliwie dotarłem do piekarni, gdzie kupuję swoje ulubione, jeszcze ciepłe maślane bułki. Pora by zjeść śniadanie. Ten dzień może być najlepszą podróżą w Twoim życiu. Zdecyduj sam czy żyjesz w szarej codzienności czy każdego dnia odbywasz nową, niesamowitą podróż.