fbpx
Tim Teller
Opowiadam, dlaczego podróż to dopiero początek. Na blogu odnajdziesz porady na temat podróżowania, blogowania podróżniczego i profesjonalizacji podróży.
Zapisz się do newslettera

Tim Teller 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Rano wsiadam w metro i jadę w stronę Watykanu. W podróży często nawiązuję kontakt ze spotkanymi po drodze Polakami. Nie inaczej było tym razem, gdy usłyszałem rozmowę polskiej pary wychodzącej z metra. Kilka zdawkowych zdań i pierwsza tego dnia ciekawa informacja, za około 30 minut papież wygłosi kilka słów przez sławne okno. Choć sprawy religijne nie są moją najmocniejszą stroną, postanowiłem razem z wiwatującym tłumem poczekać na kilka, kompletnie dla mnie niezrozumiałych zdań po włosku.

image001 image002

W tłumie widać było wiele polskich flag, w większości pielgrzymek. Do jednej z nich nawet podszedłem, aby ponownie wymienić kilka zdań w ojczystym języku. Krótka rozmowa, błogosławieństwo na drogę i czas na drugie śniadanie. Na szczęście tego dnia nie narzekałem. Małe zapasy z poprzedniego dnia oraz coś świeżego od Włocha, zapewniły mi chociaż jeden komfort – pełnego żołądka. Nie mogło się obyć bez wyłudzania jedzenia przez przechodzące Cyganki, którym o dziwo! podarowałem konserwę. Może chociaż na tym nie oszukają i zjedzą zamiast sprzedać czy wyrzucić.

Pogoda była tragiczna. Dziwnym trafem poprawiła się tylko na chwilę podczas przemówienia papieża. Kilkanaście minut po nim ponownie zaczęło lać  i nic nie zapowiadało na poprawę. W strugach rzęsistego deszczu zwiedziłem centrum z okolicami Koloseum włącznie. Deszcz nie dawał za wygraną, więc zmoczony chowam się razem z innymi sardynkami w wejściu do stacji metra. W takiej sytuacji największą radość mają panowie sprzedający poncha. Umiejętnie wpychając swój towar za bodaj euro całkowicie przemoczonej osobie, której do niczego ono się już nie nada.

Z informacji oczywistych mogę potwierdzić, iż Koloseum cały czas stoi. Tak samo jest z placem świętego Piotra w Watykanie i innymi zabytkami w jego okolicy. Pod względem zabytków Rzymu na nowo nie odkryłem bo wcale mnie one nie interesowały. Trafiłem za to na małe wykopki w centrum miasta.

image008 image007 image005 image004 image003

Około godziny 17, całkowicie mokry i niezbyt chętny na zwiedzanie postanowiłem zrobić sobie ostatni spacer po okolicy i udać się w stronę dworca kolejowego, aby poszukać możliwości wyjazdu, choćby na obrzeża miasta. Na dworcu dużo szemranego towarzystwa. Miejsce idealne do tego, aby ktoś zaopiekował się Twoim telefonem, pieniędzmi, laptopem i każdym fajnym sprzętem, którym nadmiernie chcesz się pochwalić przed światem.

Pomimo, iż nie wyglądałem ani pięknie, ani nie miałem czym szpanować przyczepiło się do mnie trzech młodych chłopaków. Usilnie wypytywali mnie skąd jestem, która jest godzina i jak się tu znalazłem. Niestety ich nieprzyjazne twarze i cwaniackie zachowanie spowodowało szybki spadek zaufania i bardzo zdawkową dyskusję z mojej strony. Nagle z drugiego peronu odezwał się do mnie nieznajomy mężczyzna, który okazał się być Polakiem mieszkającym w Rzymie. Zaczepił mnie, ponieważ zauważył polski napis na mojej koszulce.

Szemrana trójka szybko się ulotniła a ja zyskałem nowych kompanów Darka i Grześka. Bezdomnych żyjących od kilku lat w Rzymie. Ich ciekawe opowieści umieściłem we wpisie nie dawaj pieniędzy bezdomnemu, gdzie dowiesz się jak bezdomni wyciągnął od Ciebie ostatnią złotówkę zarabiając dzięki temu lepiej niż Ty.

Panowie opowiedzieli mi jak się znaleźli na ulicy, jak na niej zarabiać, gdzie spać i skąd wziąć jedzenie. Narzekali na „psujące rynek” Cyganki oraz wyśmiewali bezradność włoskiej policji. Wreszcie dowiedziałem się, że wśród osób mieszkających na ulicy jest mocna rywalizacja.

Pierwszego dnia jesteś traktowany jak gość, drugiego zaczynasz śmierdzieć, trzeciego dobrze gdybyś zniknął.

W ciągu kilku godzin dali mi lekcje życia bez pieniędzy oraz ich zdobywania jakiej nigdy wcześniej nie miałem. Do tej pory fascynuje mnie ich zaufanie do mnie, kompletnie nieznajomej osoby, która za chwilę mogła stać się ich konkurencją (brzmi to strasznie, ale jakże prawdziwie).

Długo zastanawiałem się nad samym sobą w tej sytuacji. Pierwszy raz w życiu czułem się jak równy z równym z człowiekiem mieszkającym na ulicy. Byliśmy w tej samej, kiepskiej sytuacji w której każdy kolejny dzień stanowił wyzwanie. Nie rozpatrywałem tej sytuacji w kategorii „ja mam do kogo i czego wrócić a on nie koniecznie” czy „ ja to robię z wyboru on z konieczności”. Było tylko tu i teraz w których jechaliśmy na tym samym wózku. Pomogli mi, pomimo, iż za chwilę mogę zabrać im ostatnią miskę zupy czy miejsce w noclegowni.

Z Darkiem i Grześkiem spędziłem kilka godzin, po czym ruszyliśmy pociągiem w stronę Pizy. Panowie zatrzymali się na obrzeżach Rzymu, dając mi ostatnie wskazówki oraz zaproszenie, na kolejne spotkanie. Z pierwszego pociągu dosyć szybko mnie wyrzucono, w drugim czekając na konduktora usnąłem i obudziłem się przed samą Pizą, w której noc spędziłem na końcu peronu na dworcu. Przede mną, małymi krokami zbliżał się bałkański kocioł.